O mojej matce. Szkice do portretu (2)


IMIĘ

Jej matka i jej ciotka chciały, żeby ich wnuczkę nazwać Helenka lub Tereska. Odbierająca poród akuszerka zaproponowała czerwcową Martę lub Alicję. Wraz z mężem zdecydowali, że dadzą córce ostatnie z wymienionych imion. Gdy Maria poszła ustalać z księdzem sprawę chrztu, ten nie krył niezadowolenia: - Musieliście wybrać takie pogańskie imię? Jakiegoś uświęconego nie było? - Bez zastanowienia odparowała: - Proszę księdza, a skąd się biorą uświęcone imiona? Ktoś musiał je uświęcić, prawda? Może moja córka uświęci swoje? - Harda jesteś – odpowiedział duchowny i wpisał do rejestru: Alicja.


DOWODY

Wiele lat później, na prośbę mieszkającej w innej części kraju siostrzenicy zjawiła się w tej samej kancelarii parafialnej po odpis dawnego aktu bierzmowania dla przygotowującej się właśnie do zawarcia sakramentu małżeństwa krewnej. Ówczesny proboszcz, powszechnie znany z nieuprzejmości, niechętnie szukał wpisu w starych księgach parafialnych. Stojąc na drabinie, rzucił zniecierpliwiony: - Na pewno coś się pani poplątało, w którym roku było to bierzmowanie! Nie będę skakać jak małpa pod sufitem i szukać tych papierów! Niech pani najpierw dobrze sprawdzi rok, a potem przychodzi. - Maria proboszczowskie gderanie przerwała krótkim: - Nie mam żadnych dowodów, ale proszę mi uwierzyć, to był rok, który podałam. - Dlaczego mam wierzyć bez dowodu, bez jakiegoś potwierdzenia, że to było wtedy? W nic nie wierzymy bez udowodnienia! - W Boga wierzymy, proszę księdza. - odpowiedziała spokojnie. Zamilkł raptownie, a po chwili wymamrotał pod nosem, że jednak jakieś dowody na istnienie Boga są. Potem w milczeniu kontynuował poszukiwanie dokumentu.


KRASNOLUDKI

Kiedy córka była malutka, Maria często usuwała różne rzeczy poza zasięg małych rączek, chowając je za plecami i mówiąc: - Krasnoludki zabrały! - Któregoś razu córeczka powtórzyła taki sam manewr wobec niej: - Ludki blali! - oznajmiła chowając za plecami jakąś rzecz, którą matka chciała jej odebrać. Maria z uśmiechem uszanowała wybieg zastosowany przez córkę, ale sama od tego czasu bardziej uważała na słowa, które wypowiada wobec dziecka.


OKNO

Pewnego razu jej matka poskarżyła się na małą wnuczkę: - Marysiu – ze łzami w oczach zwróciła się do córki – Alicja mówi, że jak jej nie puszczę na dwór, to wyskoczy przez okno. Z pierwszego piętra! Przecież ona się zabije. - Tak mówi? - powiedziała Maria – Dobrze mamo, porozmawiam z nią. - Alicja, podobno chcesz wyskoczyć przez okno? - zagadnęła córkę. - Tak, bo babcia nie chce mnie puścić na dwór. - Wiesz, co zrobimy? - zwróciła się do córki - Ja cię sama wyrzucę. No, chodź, podejdź do okna! - Mamusia żartuje? - widząc matkę otwierającą zdecydowanie okno niepewnie spytała dziewczynka. - Ależ skąd! Czy wiesz, że samobójstwo to grzech? Zabijesz się i pójdziesz za to do piekła. I po co? A ja cię wyrzucę, potem pójdę do spowiedzi, i już nie będę musiała iść do piekła. No, chodź tutaj.


PRZEDNIOJĘZYKOWO

Kresowianka, mówiła z lekkim akcentem wschodnim, o charakterystycznym brzmieniu głoski „ł”, pilnując bacznie, aby córka urodzona z dala od Kresów, na Pomorzu, na ziemiach uzyskanych po wojnie w zamian za ziemie w wyniku wojny utracone, była wierna dawnemu dalekiemu kresowemu brzmieniu wspomnianej głoski. Kiedy dziecko wracało z dłuższych wakacyjnych wojaży, korygowała wymowę córki: - Co to za „Byuam na wakacjach”? Od kogo się tego nauczyłaś na tych wakacjach? Masz mówić „byłam”, a nie żadne komunistyczne „byuam”! Masz piękne kresowe „ł” - i tak mów!


HARCERSTWO

Kiedy córka była w czwartej klasie szkoły podstawowej, wraz z większością klasy zapisała się do nowo powstałej drużyny harcerskiej, która miała zogniskować aktywność dzieci spontanicznie organizujących się w klasie w tak zwane bandy. Po pewnym czasie poleciła córce wypisać się z tego komunistycznego - jak mówiła - harcerstwa. Czy powodem polecenia była rzeczywista krytyczna niechęć aktywnej uczestniczki przedwojennego ruchu harcerskiego do jego powojennej wersji, czy też może opinia o aktywności córki, której zlecono opiekę nad zastępem zuchowym. W rozmowie z kierowniczką szkoły usłyszała bowiem: - Kilka razy obserwowałam, jak pani córka prowadzi zbiórki zuchów, na przykład tutaj, na boisku. Wie pani, zamiast się zajmować tymi dziećmi, ona sama najlepiej się z nich wszystkich bawi.


ŁASKA MOSKWICINA

Grudzień roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego był niespokojny w mieście, w którym mieszkała. Na ulice w antyreżimowym proteście wyszli ludzie. W odpowiedzi protestujących obywateli rozgoniła obywatelska milicja, a miasto zaczęły patrolować oddziały ludowego wojska. Idąc rano do pracy natknęła się na wojskową czatę. Skrzyżowanie ulic blokował wielki czołg, otoczony wianuszkiem żołnierzy. Przystanęła i wyraźnym głosem wyrecytowała w ich stronę:

Mam być wolny - tak! nie wiem, skąd przyszła nowina,
Lecz ja znam, co być wolnym z łaski Moskwicina.
Łotry zdejmą mi tylko z rąk i nóg kajdany,
Ale wtłoczą na duszę...

Skończywszy spokojnie ruszyła w stronę spółdzielni, w której wypracowywała ostatnie lata przed emeryturą.


STYPA

Obiad po śmierci męża nie obył się bez zatargu z jego rodziną. Starsze siostry Wojciecha próbowały w różnych okresach ich małżeństwa na różne sposoby kontrolować życie rodzinne brata. W czasie stypy jedna z sióstr najpierw zaczęła zarzucać Marii, że doprowadziła do jego śmierci, a gdy ta zaczęła wypraszać ją z domu, stwierdziła: - Ale noclegu na łóżku mojego brata chyba mi nie odmówisz. - Leże twojego brata jest teraz na cmentarzu. - Ostatecznie szwagierka przenocowała pod jej dachem, ale nie na łóżku zmarłego brata, na którym, jak się okazało, bała się jednak położyć.


PRZEKUPKA

Często w przeszłości nazywana przez córkę - z powodu niewyparzonego języka - przekupką, przeżyła cichą satysfakcję, gdy córka, która po zakończeniu studiów wróciła właśnie do rodzinnego domu, widząc pewnego razu oczywistą rację matki, stanęła po jej stronie podczas zatargu z przekupniem na miejscowym targowisku. - Jest pani za młoda, żeby zabierać głos! - sprzedawca zieleniny rzucił w stronę młodszej z kobiet. - A pan - za głupi. - odpowiedziała spokojnie córka, obracając się na pięcie. Stała się godną swojej matki.


WIZYTA

Na początku lat tysiąc dziewięćset osiemdziesiątych do drzwi jej mieszkania zapukał mężczyzna, który szukał przebywającej tam często Alicji. Ponieważ córka, która po wygranych wyborach do regionalnych władz Solidarności przeszła do pracy na związkowym etacie, wkrótce kończyła kolejny dzień pracy, Maria wpuściła do mieszkania nieznajomego, żeby tutaj na nią poczekał. Kiedy po skończonej pracy córka tradycyjnie zaszła do matki mieszkającej w pobliżu, zastała obcego mężczyznę, który chciał od młodej nauczycielki pożyczyć potrzebne mu do egzaminu nagrania do nauki języka obcego. Córkę zaskoczył czekający na nią bukiecik kwiatków, bo wydawało jej się, że na ogół wyrazy wdzięczności okazuje się dopiero po uzyskaniu pomocy, ale nie widziała przeszkód, aby pożyczyć mężczyźnie trudno dostępne w tamtych czasach pomoce naukowe. Nie zaskoczyła jej natomiast tradycyjna rozmowność matki, która kończyła właśnie zabawianie nieznajomego długą opowieścią o swoim życiu, o pochodzeniu z rodziny carskiego oficera, o swojej nienawiści do komunizmu i komunistów, czy o swojej wojennej i powojennej działalności w Armii Krajowej. Córka poczuła lekki dyskomfort, kiedy matka na zakończenie opowieści bez ogródek powiedziała gościowi: - Może pan jest esbekiem i przyszedł na przeszpiegi, bo skąd mogę wiedzieć, kim pan jest, ale co chciałam opowiedzieć, to panu opowiedziałam. - Parę miesięcy później, pewnego grudniowego wieczoru, w pierwszym dniu stanu wojennego, ten sam mężczyzna ponownie zapukał do drzwi jej mieszkania, aby przewieźć przebywającą u niej córkę na przesłuchanie w wydziale służby bezpieczeństwa miejscowej komendy milicji.


BRACISZEK

Pewnego zwykłego dnia w połowie lat tysiąc dziewięćset osiemdziesiątych, po porannej mszy przyprowadziła do domu spotkanego koło parafialnego kościoła obcego mężczyznę. Było w nim coś, co kazało jej pierwszej zagadnąć: - Pan jest księdzem, prawda? Czy ma pan jakiś kłopot? - Nieznajomy powiedział, że jest franciszkaninem, że przyjechał z południa kraju, że w pociągu został okradziony, i że nie wie, co robić. Powiedział, że nie ma przy sobie żadnych dokumentów, i że wolałby nie iść na miejscową plebanię. Zaprosiła więc nieznajomego do domu na śniadanie. Kiedy córka, która tego dnia niespodziewanie wcześniej skończyła lekcje, zajrzała do matki, rozmowa z nieznajomym przy śniadaniu trwała w najlepsze. W przerwach między opowieściami franciszkanin wyśpiewywał z zapałem religijne piosenki, a patrząc na zawieszoną na słomianej makatce kolekcję pamiątkowych solidarnościowych znaczków, opowiadał, jak to miał na wybrzeżu zarezerwować dla dzieci represjonowanych solidarnościowych działaczy ze swego regionu miejsca kolonijne, ale teraz, ograbiony nie tylko z habitu i dokumentów, ale również z wiezionych w tej samej torbie pieniędzy, nie będzie w stanie niczego załatwić. Maria poleciła córce pójść do banku i wypłacić niewielką sumę, którą trzymała na książeczce oszczędnościowej na czarną godzinę. Wdzięczny franciszkanin zapisał jej na kartce swoje nazwisko i adres, obiecując odesłać otrzymaną pożyczkę. Wspomniał również, że przydałyby mu się okulary, które leżały na małym stoliku pod ścianą. Maria, z natury trzeźwa, praktyczna i gospodarna, szerokim gestem wręczyła mu okulary, ale gdy wspomniał o zegarku, już nie zareagowała. Po około roku, kiedy żadna wiadomość od franciszkanina nie nadchodziła, córka postanowiła spróbować sprawdzić w książce telefonicznej podany adres. Już wcześniej wydało się jej zastanawiające, że niespodziewany gość matki jasno nie odpowiedział, do którego z licznych odłamów franciszkanizmu należy jako zakonnik. Ostatecznie okazało się, że w wymienionej miejscowości nie ma ani ulicy o nazwie Franciszkańska, ani zakonu, do którego nazwa nawiązywała.


POLITYKA

Posuwając się w latach, nastanie wolności na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku przeżywała ze świadomością coraz bardziej ograniczaną postępami starczego uwiądu. Z pomocą córki brała jeszcze jako wyborca udział w parlamentarnych i samorządowych wyborach pierwszych lat wolności, aż postępująca zapaść w nieświadomość uniemożliwiła jej jakiekolwiek uczestniczenie w życiu politycznym kraju. Niewiele już kojarzyła z otaczającego świata, kiedy pewnego razu na ekranie włączonego telewizora pojawiła się znana postać elektryka, który został prezydentem. Zaciekawiona córka rzuciła: - Czy mama poznaje, kto przemawia w telewizorze? - Maria pokręciła głową: - Nie wiem, kto to. - A czy głosowałaby mama na tego człowieka w wyborach? - Znowu przeczący ruch głowy: - Posłuchaj, jak on mówi. To bardzo mało inteligentny człowiek.


BOLSZEWICY

Jedna z krewnych zaofiarowała trzytygodniową opiekę pod swoim dachem nad starzejącą się ulubioną cioteczną babcią. Po paru dniach zadzwoniła do córki Marii przepraszając, że dłużej nie jest w stanie brać odpowiedzialności za kobietę wędrującą nocami po całym dwupiętrowym domu położonym w ślicznej cichej okolicy w samym sercu potężnego lasu. Każdej nocy przerażona nieznanym otoczeniem staruszka budziła bowiem domowników ostrzeżeniem: - Widziałam bolszewików za oknami! Trzeba uciekać!


AKT WOLI

Widząc, że matka coraz bardziej traci świadomość, córka uznała, że pożądane byłoby uzyskanie notarialnie potwierdzonego pełnomocnictwa do prowadzenia przez córkę najważniejszych spraw związanych ze wspólnym gospodarstwem domowym. Ze względu na niedołężność starej kobiety notariusz został poproszony o przyjście do domu. Maria w jakiś sposób świadoma powagi chwili zmobilizowała wszystkie swoje bardzo nikłe siły, aby sprawnie, przytomnie i pogodnie odpowiedzieć na szczegółowe pytania pani notariusz dotyczące tożsamości, świadomości sytuacji oraz precyzyjnego określenia zakresu pełnomocnictwa.


OSTATNI LIST

Za namową zaprzyjaźnionej opiekunki, która zajmowała się Marią podczas dłuższej nieobecności córki, całkowicie samodzielnie napisała do niej list. Widać w nim wysiłek włożony w opanowywanie drżenia ręki, żeby stawiane niezgrabne litery dało się odczytać. Widać też w nim precyzję zanikającej myśli: Kochana Alu! Ludzie są dobrzy. To znaczy – dobrze się mną opiekują. - I jeszcze zwyczajowy podpis - Twoja matka – z jakichś nieznanych powodów uzupełniony podpisem formalnym, żeby nie było wątpliwości, kto jest jego autorem: imię i nazwisko.


ODBICIE

Z czasem nie tylko przestała samodzielnie chodzić, ale również przestała mówić. Ogarnięta starczym otępieniem, nie reagowała w sposób emocjonalny ani na obecnych przy niej ludzi, ani na wydarzenia dziejące się wokół niej. Jednak kiedy pewnego razu przypadkiem dostrzegła swoje odbicie w lustrze, wychudłe ciało, zapadnięte bezzębne policzki, cień dawnej ładnej i żywiołowej Maryśki, jej nagle wyrazista twarz wykrzywiła się w wyrazie bezbrzeżnego obrzydzenia.


KOREKTA

Kiedy umarła, córka, której nabożeństwo do świętych obcowania w tamtych latach w pewnych aspektach zamieniło się w rodzaj kultu zmarłych przodków, zaczęła swoje modlitwy kierować bardziej do zmarłej matki niż do Boga. Podczas jednej z takich modlitw w myślach córki dała się słyszeć bardzo wyraźna myśl pochodząca od matki: - Teraz jestem w Chrystusie. Kontaktuj się ze mną przez Chrystusa.




26.05.2011


KOMENTARZE - tutaj


.