Warsztat pisarski

O pewnym znanym aktorze mówiono, że do notowania uwag dotyczących interpretacji każdej przygotowywanej sztuki używał tylko dwóch słów, które podczas prób skrzętnie zapisywał na marginesie swojej kopii tekstu: przywalić i popuścić. Również ja, kiedy mam przyjąć naukę od kogoś, na ogół proszę o instruktaż krótki i zwięzły: popuścić czy przywalić?

*

W nurt lakonicznych pouczeń, które lubię, wpisała się swego czasu moja lekarka rejonowa. Kiedy pięć lat po ukończeniu studiów, przekroczywszy trzydziestkę, nadal byłam osobą stanu wolnego, uznała, że już nie wypada dręczyć mnie powtarzanym pytaniem o zamążpójście. Podczas tamtej wizyty pytanie padło po raz ostatni, a pani doktor usłyszawszy po raz kolejny, że w najbliższym czasie nie zamierzam zmieniać stanu cywilnego, zrezygnowana rzuciła znad biurka: - To niech pani przynajmniej nosi ciepłe majtki i ciepłe skarpety! - Genialnie prosta rada sprawiła, że pamiętam o niej do dziś i wypełniam solennie.

Nie tak dawno, przekroczywszy już pięćdziesiątkę, podobnie poważnie potraktowałam zalecenie dwóch niezależnych chirurgów: - Skoro nie decyduje się pani na operację żylaków, to niech pani chociaż spędza jak najwięcej czasu leżąc z nogami do góry! - Zauroczona prostotą usłyszanej rady, będąc osobą wtedy jeszcze zawodowo czynną, zaczęłam intensywnie rozważać zmianę pracy na taką, w której będę spędzać więcej czasu leżąc z nogami do góry niż miało to miejsce w moim dotychczasowym zawodzie, w którym siedząc z nogami w dół żylaków się nabawiłam. Przekwalifikowanie zawodowe jednak nie stało się moim udziałem, bowiem ostatecznie zdecydowałam się skorzystać z możliwości, jaką prawodawca postawił do dyspozycji mojego rocznika - w postaci prawa do wcześniejszej emerytury.

Wiodącym motywem działań podjętych po przejściu na emeryturę stało się właściwe wypełnienie lekarskiego zalecenia. Gdzie leżeć? W przepastnym zagłębieniu staromodnego fotela, z nogami wyciągniętymi na towarzyszącej mu pufie? A może na nowomodnej kanapie, z nogami ułożonymi na stosiku poduch służących normalnie jako podparcie dla pleców i ramion? Czy też może wcale nie wychodzić z łóżka, które posiadało pewne ograniczone funkcje, pozwalające przekształcić je w coś na kształt szezlonga? Ręczna regulacja ruchomego stelaża umożliwiała unoszenie dwóch jego części – tej znajdującej się w nogach łóżka oraz tej znajdującej się w jego wezgłowiu. Wybór padł więc na łóżko. Wystarczyło uprzątnąć pościel, a materac nakryć polarowym kocem, aby otrzymać przedmiot swoich marzeń: day bed, łóżko dzienne.

*

Jak jednak przenieść się z życiem do łóżka? Ponieważ w pierwszych latach emerytury moje życie polegało głównie na aktywności internetowej, należało wspomniany sypialniany mebel obudować funkcjami typowymi dla stanowiska komputerowego. A więc przede wszystkim potrzebna była odpowiednia podstawka pod laptop. Ze względu na stan nóg trzymanie na nich rozgrzanego ciężkiego komputera nie wchodziło w rachubę. Przez pewien czas pudło od pizzy pełniło funkcję podstawki, ale na dłuższą metę takie rozwiązanie było nie do utrzymania.

Wybór padł na plastikowy stolik-pod-laptop-do-łóżka, z ruchomym blatem pod komputer oraz osobną ruchomą podkładką pod myszkę, z regulowaną wysokością nóżek, z halogenową lampką, z czterogniazdową uniwersalną magistralą szeregową oraz małym schowkiem. Zamówienia dokonałam przez internet, a wyspecjalizowana firma kurierska dostarczyła sprzęt niemal do samego łóżka. Podobnie stało się z pozostałymi elementami mojego stanowiska komputerowego, które zamawiałam sukcesywnie, dbając o zachowanie jednolicie eleganckiej czerni całości.

Jako pierwszy do amatorskiego stolika-pod-laptop-do-łóżka dołączył profesjonalny stojak-pod-sprzęt-dla-didżejów, o regulowanej szerokości i wysokości, który można było na łóżko nasunąć i wzdłuż łóżka przesuwać. Na blacie stojaka mogłam umieszczać laptop, kiedy na jego ekranie chciałam wygodnie obejrzeć film, w pozycji leżącej z nogami do góry. Podobnie gdybym kiedyś chciała skorzystać z osobnej klawiatury, mogłabym umieścić ją na małym stoliku, a komputer postawić na stojaku dla didżejów, w odpowiedniej dla wzroku odległości. W międzyczasie odkryłam, że stojak ten może spełnić wiele innych pożytecznych funkcji w gospodarstwie domowym.

Nierozwiązanym problemem pozostawała sprawa urządzenia miejsca, w którym można byłoby wygodnie umieszczać kartki papieru lub całe książki, z których chciałabym korzystać podczas pisania. Ze względu na małe rozmiary stolik-pod-laptop-do-łóżka takiej funkcji nie mógł pełnić, a tym bardziej trudno byłoby znaleźć ją w stojaku-pod-sprzęt-dla-didżejów. Należało wymyślić coś innego. Natchnienie przyszło niebawem: koncertowy-stojak-do-nut, który można byłoby postawić obok łóżka! Dzięki internetowi bez trudu udało się zamówić odpowiedni sprzęt - profesjonalny, stabilny, z regulacją wysokości oraz kąta nachylania blatu pod nuty. Z dostawą do łóżka.

*

Czasami zdarza mi się jednak opuścić mój warsztat pisarski. Podczas jednej z takich wędrówek po mieście nogi zaprowadziły mnie do sklepu meblowego. Tam – co zrozumiałe - szczególnie zainteresowała mnie ekspozycja łóżek i stelaży. Przymierzam się bowiem do wymiany starego stelaża na nowocześniejszy, z elektryczną regulacją oraz większą liczbą załamań powierzchni leżenia lub siedzenia, na przykład pod kolanami i pod karkiem, których brak obecnie szczególnie odczuwam.

W salonie meblowym natknęłam się na model łóżka ze stolikiem, a właściwie - stołem komputerowym stanowiącym jego integralną część. Teraz już wiem, w jakim otoczeniu chcę leżeć. W kąt pójdzie prowizorka w postaci stolika-pod-laptop-do-łóżka oraz stojaka-pod-sprzęt-dla-didżejów. Zastąpi je zintegrowany system – mojego autorstwa - składający się z łóżka z funkcjonalnym stelażem przystosowanym do wygodnego siedzenia w tymże łóżku oraz kompletu nasuwanych i dosuwanych stołów do obsługi komputerowej twórczości. Wstępnie rozmawiałam już ze stolarzem, który zaakceptował przedstawiony projekt.

Jeśli jednak posłucham pięknej w swej prostocie rady kolejnego lekarza, który niedawno usłyszał ode mnie, że nie zdoła mnie namówić do farmakologicznego leczenia lęku przestrzeni, który dopadł mnie rok przed emeryturą [Klauzura], moje meblarskie zabiegi mogą okazać się zbędne. Kiedy wspomnianemu lekarzowi wyjaśniłam, że z domu wychodzę jedynie z osobami towarzyszącymi, gdyż sama na otwartej przestrzeni bałabym się kolejnego napadu paniki, jak ten, podczas którego zaczęłam na ulicy podskakiwać w przerażeniu, mój lekarz udzielił mi zwięzłej porady, takiej jakie lubię: - No to sobie pani najwyżej trochę poskacze. - Jeśli kiedyś zdecydowałbym się na to proste rozwiązanie, pewnie podskakując odskoczyłabym dość daleko od komputera. Otwarte przestrzenie zawsze były moim żywiołem.



26.11.2010


KOMENTARZE - tutaj


.