Opowiastki ostatnie 2. Rzuciło mnie palenie

Lekarka po raz kolejny powtarza pytanie, kiedy wypaliłam ostatniego papierosa, a ja nadal nie wiem, o co jej chodzi. Z uporem odpowiadam, że ja nie palę! O jakim papierosie ona mówi? Dopiero po jakimś czasie dociera do mnie, że kiedyś przecież paliłam, i że nie tak dawno wspominałam o tym swojej lekarce, ale teraz, przy okazji jej pytania, okazuje się, że wewnętrznie zupełnie nie utożsamiam się z tamtym nałogiem. Nie ma go, nie istnieje dla mnie. Mam wrażenie, jakby pytanie dotyczyło całkiem innej osoby. Jeśli jednak paliłam, ten ostatni papieros musiał kiedyś zostać wypalony, ale kiedy to było i w jakich okolicznościach, nie pamiętam. Jakieś trzydzieści lat temu przestało mi się chcieć palić, więc palić przestałam. Palenie mnie rzuciło, to wszystko. Pytanie dotyczące ostatniego papierosa padło w kontekście rozmowy o moich aktualnych zmaganiach ze skutkami trzydziestoletniego zażywania pewnego leku [Uzdrowiciel]. Czyżbym wtedy, przed laty, z nałogu tytoniowego wpadła w nałóg kolejny? No cóż, niejeden nałóg jest mi nieobcy, i każdy - jak palenie – po pewnym czasie rzuca mnie sam.

*

Papierosy zaczęłam palić i alkohol zaczęłam pić w wieku dość młodym, pewnie dlatego, że w domu nikt nie palił tytoniu i nie interesował się barkiem pełnym dobrych wódek, które ojciec otrzymywał z okazji imienin. Rodzice nie palili, ale w domu od zawsze były dwa duże nieużywane opakowania cygar oraz papierosów. Palenie rozpoczęłam od wypróbowania bardziej egzotycznego z tytoniowych wyrobów. Pod nieobecność rodziców raz czy drugi zasiadłam w otwartym oknie z tlącym się cygarem w ustach. Miałam wtedy chyba dwanaście lat, ale zainteresowanie wyrobami tytoniowymi manifestowałam od lat najmłodszych, czyniąc lufki jednymi z ulubionych zabawek mojego dzieciństwa. W tym samym wczesnym okresie życia, podczas wizyt gości, kiedy miałam za zadanie rozłożyć na stole talerze i sztućce, z własnej dziecięcej inicjatywy koło każdego nakrycia układałam po jednym wydzielonym papierosie wyjętym ze zwietrzałego zapasu.

Do tytoniowych eksperymentów dołączyło niebawem zainteresowanie szeroką gamą dostępnych wódek, których z wolna ubywającą ilość uzupełniałam w butelkach wodą lub herbatą, o czym pewnego razu przekonał się pewien gość domu, któremu ojciec zaproponował wódkę do posiłku. Fakt, że moja inicjacja alkoholowa miała charakter wódczany, nie pozostał pewnie bez wpływu na późniejsze preferencje w tym względzie. Przez wiele lat dobra wódka były moim ulubionym trunkiem. Do piwa przemogłam się na studiach, a do wina przekonałam się właściwie dopiero niedawno, kiedy w normalnej sprzedaży można kupić wina lepsze od peerelowskich sikaczy. Z kolei koniak – od dawna obecny w moim życiu dzięki niegdysiejszym peweksom - był pewnego rodzaju próbą ucywilizowania zamiłowania do mocniejszych alkoholi, tak jak usiłowanie przejścia na papierosy z filtrem było swego czasu próbą złagodzenia zamiłowania do śmierdzących sportów, które przez wiele lat uważałam za najlepsze papierosy świata.

Wielu palaczy twierdzi, że papieros pomaga im skoncentrować się na wykonywanym zadaniu, ale mnie papierosy rozpraszały. Wielu ludzi po wypiciu alkoholu wpada w wesołkowaty nastrój, ale ja należałam do tych mniej licznych osób, które po wódce wpadały w nastrój melancholii i przygnębienia. Do osiągnięcia pogody ducha napoje alkoholowe nie były mi potrzebne, a z czasem zaczęły wręcz kłócić się ze wzrastającym we mnie wewnętrznym pokojem. Kiedy ofiarowany został mi pokój duszy niemal absolutny, rzucił mnie również alkohol, podobnie jak kilkanaście lat wcześniej uczyniły papierosy. W następnej kolejności zrezygnowała ze mnie kawa, a wkrótce po niej uczyniła to herbata. Co prawda na ich miejsce weszła czekolada, ale czuję, że jej czas również dobiega kresu.

*

Niektórzy skłonni są obok alkoholu, tytoniu, kawy, herbaty, czy na przykład kakao, do używek zaliczać także telewizję. Dlaczego by nie rozciągnąć pojęcia używki również na internet? Używką w takim ujęciu byłoby więc wszystko, co nas ani nie pożywia, ani nie odżywia (fizycznie, intelektualnie, duchowo), lecz służy wyłącznie „pustemu użyciu”, czyli prostej stymulacji układu nerwowego oraz od takiej stymulacji uzależnieniu.

O pewnej wielkiej świętej mówiono, że była uzależniona od doznań mistycznych, a więc taka forma nałogu również jest możliwa i nosi fachowe miano grzechu łakomstwa duchowego. Jednak w autentycznej mistyce chrześcijańskiej, w której aktywnym podmiotem doświadczenia mistycznego jest Bóg, uzależnienie takie jest niemożliwe, co nie znaczy, że człowiek - bierny podmiot tego doświadczenia - nie może w obliczu oczyszczającego milczenia Boga zacząć szukać zbliżonych doznań w jakimś quasi-mistycyzmie, przez odpowiednie stymulowanie psychiki.

Jeśli prawdą jest, że owa święta doznawała pokusy duchowych doznań, to całość jej życia świadczyłaby o tym, że z Bożą pomocą pokusy te przezwyciężała, ograniczając się do prostego pojmowania Boga i prostego przyjmowania Boga duchem oczyszczonym i ciałem oczyszczonym. Odrzucenie używania różnego rodzaju używek ma więc sens zarówno fizyczny, jak i duchowy. Wierzący modlą się o zdrowie duszy i ciała. Rozsądna higiena w obu tych wymiarach naszego człowieczeństwa jest jak najbardziej pożądana. Boga oglądać będzie człowiek czysty.




Opowiastkę przedostatnią dedykuję
Ikonie Salonu24
:)
a na Jej ręce wszystkim Komentatorom - Przyjaciołom tego bloga,
którym nie miałam okazji zadedykować osobnych opowiastek
:)


04.11.2011


KOMENTARZE – tutaj


.