Pan Buk


- Pan Bóg chce spłacić twoje długi. Podaj szybko kwotę i konto. Zrobi przelew. - Słowa usłyszane w słuchawce brzmiały poważnie i zdecydowanie. Głos El. rozpoznałam z łatwością, a ona nie miała zwyczaju robić ludziom kawałów.
- Nie rozumiem.
- Przecież usłyszałaś wyraźnie: Pan Bóg chce spłacić twoje długi. Potrzebuje tylko numeru konta i wysokości kwoty.
- Tak po prostu?
- Nie mów tyle, tylko podaj mi dane. Mam gotową kartkę i długopis. Mów!
- ...
- Jesteś tam? W którym banku masz konto, na które może przelać pieniądze? Podaj, czekam!
- On nie będzie czekał! - w tle naszej rozmowy usłyszałam inny kobiecy głos. - Niech podaje te dane, bo Pan Bóg się rozmyśli!
- El., kto tam jest? - spytałam zdezorientowana – I odkąd masz takie kontakty z Panem Bogiem?
- Z jakim Panem Bogiem! - rzuciła zniecierpliwiona. – Pan Buk - BUK! - chce spłacić twoje długi. - Pan Bukowski! Podobno znacie się z dawnych czasów.
- Tak, pamiętam go, ale dlaczego mówisz o nim – Buk?
- Pan Buk – tak nazywa go była żona, która właśnie jest tutaj ze mną. Pan Buk zmartwił się twoimi kłopotami, i chce ci pomóc.
- Nie bardzo rozumiem.
- Prosił o numer konta i kwotę. Szybko, bo wyjeżdża za granicę.
- Ale dlaczego chce mi pomóc? To są duże sumy.
- Ponieważ cię lubił. Podaj jaka to suma.
- Sama nie wiem. Dawno nie zaglądałam do tamtych papierów. To trzeba poprzeliczać.
- Ile ci to zajmie?
- Nie wiem, papiery są u księgowego. Poza tym, dlaczego ty dzwonisz, a nie on?
- Pan Buk nie ma teraz czasu. Szykuje się do podróży.
- To możemy porozmawiać, kiedy wróci z zagranicy.
- Do tego czasu może się rozmyślić. - przypomniał głos w tle.
- El., ty wiesz, że kiedy spłacę finansowe zobowiązania, to wstąpię do klasztoru. - Lojalnie uprzedziłam pośredniczkę w tej dziwnej sprawie, która już wcześniej nie kryła się z krytycznym nastawieniem do idei życia zakonnego, a kontemplacyjnego – szczególnie.
- Nic mnie nie obchodzi, co wtedy zrobisz. Teraz masz podać kwotę i konto!
- Wiesz, Święty Benedykt w swojej Regule mówi, że jeśli ktoś prosi o przyjęcie do klasztoru, to trzeba go przynajmniej trzy razy odesłać z kwitkiem, żeby sprawdzić, czy to prawdziwe powołanie. Ja też nie zamierzam tak od razu podawać numeru konta.
- O Boże! - usłyszałam ponownie kobiecy głos w tle – Powiedz jej, że to ona jest tutaj osobą proszącą!
- El., nasza rozmowa jest na podsłuchu, prawda? - zwróciłam się do znajomej - Przypominam więc paniom, że to nie ja do was dzwonię w tej sprawie, tylko wy do mnie! Ja o nic nie prosiłam.
- To co zrobisz?
- Pomyślę.

*

Kilka lat wcześniej, podczas rozeznawania mojego powołania [Być mniszką], długi, w które wpadłam dokładnie w tym samym czasie, Matka X określiła mianem – powstrzymania. Tak jakby Pan Bóg powołując mnie, jednocześnie od tego powołania - powstrzymywał. Powiedziała wtedy również, że Pan Bóg ma moc w jednej chwili wyprowadzić mnie z finansowego potrzasku, w jakim się znalazłam. Zobowiązania finansowe stanowiły bowiem jedyną przeszkodę do podjęcia życia zakonnego.

Historia z nie tak dawnym telefonem z wiadomością od Pana Buka była jednym z dowodów na prawdziwość słów o Bożej wszechmocy. Nie była jednak dowodem jedynym, gdyż od samego początku mojego bankructwa Pan Bóg nie raz pokazywał mi możliwości swojego – również spektakularnego - interweniowania w mój los. Działo się to zarówno w skali problemów makro, jak i mikro. Nie było też dowodem ostatnim, bowiem podobne doświadczenia nadal są moim udziałem.

Dane mi było również zobaczyć niektóre ze sposobów realizowania tych niebiańskich interwencji. Przebiegają one na orbitach, spajających w jedno działanie Boga i człowieka. Obsługa orbit czasami należy do Niego, a czasami do mnie. Na przykład, kiedy ja na orbicie umieszczam dany element, On przenosi go w odpowiednie miejsce. Czyni to poprzez zaangażowanie innych ludzi – działających pod wpływem płynącego od Niego natchnienia. Innym znowu razem inny element umieszcza w mojej gestii, ja natomiast mam go przenieść – po zakreślonej Jego wolą orbicie - w odpowiednie miejsce.

Szczególnie wyraźnie widziałam działanie wspomnianego mechanizmu w pierwszych miesiącach i w pierwszych latach mojego pięknego bankructwa [Piękne bankructwo]. Duchowo zostałam wtedy wywindowana gdzieś pod niebo, a finansowo w tym samym czasie wbita w ziemię. Poprzez gwałtowność i skalę upadku zostałam faktycznie pozbawiona możliwości wpływania na bieżącą działalność firmy. Rzeczy działy się same, w sposób zadziwiający również moich pracowników. Niewidzialna ręka, która jednym precyzyjnym pociągnięciem przecięła płynność finansową firmy, w następnych miesiącach od wewnątrz sterowała sprawami w sposób optymalnie minimalizujący koszty upadku. Pracownicy, świadomi zadziwiającej synchronizacji zdarzeń, otwarcie potwierdzali moją teorię orbit. Oni też je widzieli.

*

Zakładam, że powołanie zakonne nie stanie się moim udziałem, a ja resztę życia spędzę na czymś całkiem innym [Coś innego]. Gdybym, na przykład, miała pisać książki, postać Pana Buka powinna znaleźć miejsce w tworzonych przeze mnie fikcyjnych światach. Na wszelki wypadek poprosiłam więc jego byłą żonę, autorkę określenia Pan Buk, o pozwolenie na wykorzystanie go w ewentualnej powieści-opowieści. Zgodę otrzymałam.

Ale jeszcze przedtem, była żona złożyła mi niespodziewaną wizytę, przekazując w imieniu byłego męża tymczasową zapomogę finansową. Nie byłam w szczególnej potrzebie, ale czułam, że ofiarowanie pomocy bardziej potrzebne jest mojemu dobroczyńcy niż mnie. Potraktowałam więc zapomogę jako pożyczkę. Pan Buk miał skontaktować się ze mną po powrocie z podróży, czego jednak nie uczynił, a co w najmniejszym stopniu nie zdziwiło mnie w odniesieniu do osoby, która rozmyśla się tak łatwo, jak wcześniej sugerowała była żona.

Prawdę powiedziawszy, Pan Buk i ja wkrótce jednak spotkaliśmy się, ale przy całkiem innej okazji. Po latach nie rozpoznałam go w stojącym obok mężczyźnie. Czy Pan Buk od razu rozpoznał mnie, czy dopiero po głosie, jak wielu dawnych znajomych, nie wiem. Pytająco wymienił moje nazwisko, a ja domyśliłam się, że to on. Podziękowałam za przekazane pieniądze, a z reakcji mojego rozmówcy wywnioskowałam, że nie muszę zaprzątać sobie głowy ich oddawaniem.  Sprawy spłaty długów Pan Buk nie poruszył.

Pan Buk - spodobało mi się to określenie. Chciałabym, żeby w moim fikcyjnym świecie taki człowiek spełniał rolę posłańca Pana Boga, szczególnego operatora orbit. Jak jednak skonstruować jego postać? Gdyby oprzeć się na realiach, byłby to człowiek dalece niedoskonały i dalece nieboży, jednak mający w sobie elementarny instynkt niesienia pomocy oraz materialne środki do jej świadczenia. Mam więc dobry punkt wyjścia i – dobre nazwisko dla mojego bohatera.



18.03.2011


KOMENTARZE - tutaj


.


.