Wąskimi
stromymi schodkami schodziło się do piwnicy, w której znajdowała
się stołówka u sióstr. Młodych osób przychodziło tam niewiele.
Jadłodajnię zapełniały starsze panie w znoszonych płaszczykach i
panowie w ubraniach wytartych przez czas. Dom sióstr leżał przy
bocznej ulicy, która biegnąc równolegle do jednej z
najruchliwszych arterii miasta, tworzyła jej ciche zaplecze.
Uczelnia była blisko, obiady były tanie, a spokój jadłodajni
dobrze wpływał na mój rozregulowany system nerwowy.
1.
Miasto,
w którym studiowałam, w czasach peerelu nie było urokliwe.
Dlaczego tam właśnie trafiłam? Wybór miejsca studiów na pewno
nie był podyktowany wysokim poziomem nauczania na wybranym przeze
mnie kierunku. Wbrew oczekiwaniom rodziców, nie chciałam bowiem w
ogóle studiować, przynajmniej nie od razu po maturze, więc ten
aspekt nie miał dla mnie znaczenia. Może zaważył fakt, że na tej
samej uczelni studiował kiedyś ojciec, a dawni koledzy, którzy na
niej pozostali, mogli pomóc jego córce w uzyskaniu miejsca na
obleganym kierunku, gdyby ich o to poprosił. Może tak właśnie
było?
Ku
zadowoleniu rodziców, na wybrane studia dostałam się od razu po
maturze - z marszu i bez protekcji - jak sądzę głównie dzięki
temu, że zupełnie mi na nich nie zależało. Rodzice nadal jednak
obawiali się, że w każdej chwili może mi się odwidzieć i studia
mogę porzucić. Racji mieli sporo, bo dopiero dwa lata przed
zakończeniem nauki zaczęłam przykładać się do niej.
Było to
już po śmierci ojca, wraz z którą w moim życiu wszystko zaczęło
się zmieniać. Poczułam
wtedy potrzebę porządkowania życia i ważną sprawą stało się
nadanie mu odpowiedniego rytmu, co oznaczało - między innymi -
skończenie z wielką improwizacją w jedzeniu. Na czwartym roku po
raz pierwszy zdecydowałam się zacząć wykupować miesięczne
abonamenty obiadowe. Mój wybór padł na małą jadłodajnię w
pobliżu uczelni, prowadzoną przez siostry zakonne.
2.
Gdyby
któregoś dnia nie usiadł przy moim stole i nie zaczął rozmowy,
chyba nie zwróciłabym na niego uwagi. Jak większość starszych
wiekiem stołowników, schludny i wyblakły, Pan Nowak rozpływał
się w scenerii jadłodajni z dużymi prostokątnymi stołami pokrytymi ceratą. Rzeczą, która wyróżniała go z
otoczenia ludzi o twardej mowie, rodowitych mieszkańców miasta
moich studiów, był śpiewny wschodni akcent.
Jeśli
zdarzyło się nam trafić na obiad w tym samym czasie,
odnajdywaliśmy siebie, i siedząc przy jednym stole, znad talerzy
kontynuowali rozmowę. Tematów starczyło nam na wiele obiadów w
ciągu miesięcy, podczas których krystalizował się temat mojej
pracy magisterskiej. Motyw drogi w literaturze amerykańskiej
- tak brzmiała jego najpierwsza wersja.
Pan
Nowak wydawał się być człowiekiem samotnym na sposób niemal
absolutny. Wspominał o kobietach w swoim życiu, ale nigdy nie
wspomniał o żadnej, którą nazwałby żoną. Nie pamiętam, żeby
opowiadał o rodzinie lub przyjaciołach. Żył sam, w niewielkim
pokoju w środku miasta, do niewielkiej emerytury dorabiając
rysowaniem miniaturowych portrecików na jednym z jego centralnych
placów.
3.
Wędrując
samotnie ulicami bezbarwnego śródmieścia nigdy nie spotkałam Pana
Nowaka. Potrafiłam natomiast trafić na fragment Nowego Jorku
ukryty w ciemnym pasażu między burymi biurowcami. Z kolei w
ulubionym barze z wielką syczącą maszyną do parzenia kawy
znajdowałam amerykańską kafejkę, której atmosferą syciłam się
z każdym łykiem czarnego napoju sączonego z prostej białej
filiżanki. Senny dworzec kolejowy, na który czasami samotnie
wędrowałam w środku nocy, pozwalał mi wtopić się w anonimowy
tłum ludzi w drodze, jakich znałam z amerykańskich filmów.
Ameryka
była we mnie, choć ja nigdy nie byłam w niej. Uciekałam do niej,
nie ruszając się na krok z własnego kraju. Znajdowałam w niej
azyl, jak pokolenia osadników przede mną. Żyłam jej smakiem i
przemierzałam jej bezkres, a pas jej południowych stanów stawał
się z wolna moją ojczyzną [Pociąg do południa]. American dream. Wchłaniałam go
w siebie z filmów, książek, historii, zdjęć.
Przyzwyczajona
do życia w wysokich ciśnieniach [Tajemnice rodzinne], po wyjeździe z domu na studia
znalazłam się w próżni. Dom mnie bolał, przekreślałam go więc,
ale życie poza nim było zbyt spokojne, zbyt nijakie, zbyt nudne.
Wyścig o utrzymanie się na pierwszym roku studiów przeszedł obok
mnie. Miałam po prostu wystarczająco dużo szczęścia, aby bez
zbytniego przykładania się do nauki przejść przez to sito. Nie
odsiano mnie, nie odesłano do domu, co spotkało niemal połowę
mojego rocznika.
Pytania
stawiane na studiach nie były jednak pytaniami ważnymi. Nie miałam
czym się karmić, nie miałam czego przeżywać. Tworzyłam więc
własne scenariusze i powoływałam do życia własne światy. I tak
pewnie odkryłam Amerykę. Negowałam rzeczywistość swojego życia
i przed tym wszystkim, co tutaj zbyt bolało, uciekałam w sen o
Ameryce. Tam utraciłam swoją niewinność, tam też zastała mnie
śmierć ojca. American dream, American experience. Moje życie
wpisywało się w tamte mity.
4.
Pan
Nowak rysunku nauczył się jeszcze jako słuchacz szkoły
technicznej w Wilnie. Ale kiedy to było? Mówił o zaborze rosyjskim
i o wojnie światowej, która rzuciła go całkiem samego w głąb
Rosji. Była jeszcze rewolucja bolszewicka, która zamykając granice
sowieckiego państwa, zamknęła go w obcym kraju, jak w potrzasku.
Ile mógł mieć lat, kiedy go poznałam? Rozmawialiśmy niemal 60
lat po wybuchu tamtej rewolucji. I równe 200 lat po ogłoszeniu
Deklaracji Niepodległości przez rewolucję amerykańską.
Pan
Nowak opowiadał, jak przez wiele lat wytrwale wędrował w kierunku
Polski - rok po roku, kilometr po kilometrze przesuwał się powoli w
kierunku granicy. Śpiewnym językiem opisywał życie na Wołdze,
wspominał różne smaki życia, mówił o kobietach, z którymi się
wiązał, i od których po jakimś czasie odchodził - coraz dalej na
zachód. Z Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki
Radzieckiej przewędrował na tereny Ukraińskiej Socjalistycznej
Republiki Radzieckiej, a stamtąd - do Polski.
Do
kraju przedarł się przez zieloną granicę. Ale kiedy
to było? Wchłaniałam treść opowieści, ale czasy i miejsca
nakładały się we mnie na siebie i przez siebie przepływały, jak
wody Wołgi i Missisipi zlewające się w jedną mityczną Rzekę. I
jeszcze w jego opowieści były stepy Podola, rodzime strony mojego
ojca, przez które Pan Nowak wędrował ku Polsce, a których obrazy
wyświetlały się we mnie obok obrazów amerykańskiej prerii.
Powrót
do domu jako motyw literatury amerykańskiego Południa – taką
kolejną wersję tematu pracy magisterskiej przedstawiłam
promotorowi, który odpowiedział, że jeszcze jest sporo czasu, i że
jeszcze poczeka na dalsze jego uściślenie. W moim rodzinnym domu
wszystko się zmieniało w międzyczasie. Śmierć ojca dokonała
rewolucji w moich kontaktach z mamą. Wreszcie miałam cierpliwość
dla niej i dla jej opowieści, snutych miękką kresową polszczyzną.
5.
Mama
opowiadała o swoim życiu na Grodzieńszczyźnie, w dawnej Polsce.
Odmalowywała Kresy swojej młodości. Mówiła o ideałach, mówiła
o wierności przegranym sprawom. Tak walczyli powstańcy polscy, tak
walczyli amerykańscy konfederaci. Good Old Dixie oraz Kresy.
Dwa światy, dwa mity. Światy, które bezpowrotnie odeszły.
Przeminęło z wiatrem, piękno utracone.
Na
ostatnim roku studiów pozostawało już tylko napisanie pracy
magisterskiej. Jej ostateczny temat zawęził się do omówienia
południowych i uniwersalnych elementów w twórczości jednego z
pisarzy tamtego regionu. Zajęć na uczelni miałam mało, po
wakacjach zrezygnowałam więc z obiadów u sióstr. Czy pożegnałam
się z Panem Nowakiem, czy też nasza znajomość rozpłynęła się
w powietrzu, jak wiele innych przedtem i potem, tego już nie
pamiętam.
Większość
czasu zaczęłam spędzać w moim studenckim domu, na pisaniu pracy,
w pokoju dzielonym z koleżanką z roku. Ania, z którą przyjaźniłam
się od początku studiów, była osobą spokojną, podobnie jak
spokojnym miejscem była willowa dzielnica, w której wynajmowałyśmy
pokój. Wypełnione naturalnym porządkiem życie mojej
współmieszkanki i cicha okolica wypełniona soczystą zielenią,
przynosiły ukojenie obolałym nerwom.
W
pierwszym rozdziale pracy, zatytułowanym The lost self
(Zagubione ja), pokazałam dwa powroty do domu. Bohaterka
pierwszej z omawianych powieści do rodzinnego domu wraca w trumnie.
Zagubiona w zamęcie i nicości świata odrzucającego wyższe
wartości, wybiera śmierć, w której widzi jedyną nadzieję
ucieczki poza pamięć, powrotu do ciepłego łona matki. Bohater
drugiej powieści siłę do życia znajduje w sobie samym. Uwikłany
w zło, również we własnym życiu, przyjmuje za nie osobistą
odpowiedzialność, i po oczyszczającym katharsis wraca do
siebie, do domu.
6.
Nie
wiem, czy po studiach wróciłabym do rodzinnego miasta, gdyby nie
obietnica otrzymania mieszkania w zamian za podjęcie pracy w
szkolnictwie. Nie wiem, czy zależałoby mi na tym mieszkaniu, gdyby
nie perspektywa małżeństwa. Nie wiem, jak potoczyłoby się moje
życie, gdybym kiedyś nie spotkała tamtego chłopaka,
który i tak moim mężem nie został [Auto! Stop!].
Obroniłam
pracę magisterską i wróciłam do domu [Nie ma nic]. W następnych latach w moim
życiu będą spełniać się jej pozostałe dwa rozdziały. A Man within
a System (Człowiek w trybach systemu) – to dorosłe
życie w komunistycznej rzeczywistości peerelu. A potem przyjdą
rozmyślania nad historią mojej rodziny, nad moimi korzeniami, nad
światem, który przeminął – to będzie trzeci i ostatni rozdział
pracy magisterskiej - Meditation on the History of the South
(Rozmyślania nad historią Południa).
Pan
Nowak. Czy naprawdę przeżył to wszystko, o czym mi opowiadał?
Patrzyłam w jego spokojną, beznamiętną twarz, i wierzyłam w jego
opowieść. Oczy, które na mnie patrzyły, miały również w sobie
spokój. Pozostały nieporuszone także wtedy, gdy któregoś dnia
śpiewnie wtrącił w rozmowie: - Może A. (tu wymienił moje imię)
spotkałaby się kiedy ze mną poza stołówką? Bo talent u mnie
jest, nu kobiety nie ma. - I nie doczekawszy się z mojej strony
odpowiedzi, kontynuował swoją opowieść.
Notkę
zgodnie
z zapowiedzią sprzed roku
dedykuję
salonowemu
który
nie
wiem,
czy
jeszcze tu zagląda.
25.01.2010
KOMENTARZE
– tutaj
APPENDIX: powyższa notka w autorskim nagraniu: