Z nieba, w niebo

Lubię otrzymywać świąteczne kartki, najbardziej takie składane, które można ładnie wyeksponować na półce nad kominkiem, którego co prawda nie mam, ale który z powodzeniem udaje mój zabytkowy zdobny piec. Wiem, że najważniejsza jest pamięć o bliskich w modlitwie, ale namacalne znaki pamięci, jakimi są sygnały życia zawarte w świątecznych kartkach z życzeniami, są również ważne, sympatyczne i miłe.

Kolorowe świąteczne życzenia ładnie ustawione na tle bladożółtego frontonu potężnego secesyjnego pieca ogrzewają świąteczne wnętrze nie mniej niż on sam. Odwiedzający moje mieszkanie w okresie świątecznym pewnie niekiedy podejrzewają mnie o wystawianie każdego roku tej samej dyżurnej kolekcji kartek, bo kto teraz trudziłby się wypisywaniem i wysyłaniem staromodnych życzeń, kiedy można sprawę załatwić hurtowo, zbiorczym mailem lub szybkim esemesem.

Moi liczni kuzyni oraz mniej liczni znajomi podejmują jednak jeszcze ten przedświąteczny trud, jedni w sposób bardziej mechaniczny, korzystając z kartek z gotowymi tekstami życzeń, inni w sposób nawet bardzo zindywidualizowany, komponując świąteczne karty własnego autorstwa. Moja wdzięczność wobec nich wszystkich jest tym większa, że ostatnimi czasy sama często zaniedbuję przedświąteczny obowiązek życzeniowy, starając się podczas świąt, lub nawet dużo po świętach, telefonicznie nadrobić zaległości w życzeniowej korespondencji.

*

W tym roku nie wysłałam żadnej z dużo wcześniej zakupionych kolorowo-złocistych kart z reprodukcjami klasycznych malarskich ujęć tematu Zmartwychwstania. Plastikowy pojemniczek z akcesoriami do świątecznej korespondencji przenosiłam jednak wytrwale przez prawie wszystkie tygodnie Wielkiego Postu z miejsca na miejsce, starając się ustawić go tak, żeby ustawicznie przypominał o zbliżających się świętach.

Częściowo choroba, a częściowo wrodzona skłonność do niespieszności, pokrzyżowały wcześniejsze chęci, które skończyły się na milczącym kontemplowaniu kartek z malarskimi wizjami Zmartwychwstałego. Jakoś tak się złożyło, że wszystkie przedstawiały Jezusa nie tyle zmartwychwstającego, co już w niebo wstępującego, co w rzeczywistości było i jest jednym aktem.

Rozmyślając nad tym wpadłam na pomysł, że na dobrą sprawę mam kolejne czterdzieści dni na wysyłanie kartek wielkanocnych, gdyż formalnie dopiero uroczystość Wniebowstąpienia kończy okres Wielkanocny. Ale oto nadeszło Wniebowstąpienie, a niewysłane kartki czekają posłusznie na następną Wielkanoc, ustawione karnie w szarym plastikowym pojemniku, obok zapasu kart Bożonarodzeniowych, do wysłania na pamiątkę Zniebazstąpienia, oraz obok różnych innych kart na wszelkie możliwe okazje.

*

W przeddzień zakończenia okresu szczególnego rozważania tajemnicy Wielkiej Nocy zdejmuję z półki nad kominkiem, którego co prawda nie mam, ale który z powodzeniem udaje mój zabytkowy zdobny piec, karty otrzymane w tym roku: zielone sady, ukwiecone łąki, kolorowe jajeczka, zajączki, kaczuszki, kurczaczki. Oto słodkie symbole budzącej się do życia przyrody, a wśród nich jedna rozkładana kartka z postacią Jezusa kołaczącego do zamkniętych drzwi.



04.06.2011


KOMENTARZE - tutaj


.