Do miłego!
Zainteresowanych zostawiam z tekstem.
Sama oddalam się w stronę ośmiu wielkich okien, które w dniu
dzisiejszym będą w moim mieszkaniu wymieniane na nowe. Nareszcie
zrobię porządki w domu.
PS Wyrażenie "w dniu dzisiejszym" jest ponoć najczęściej popełnianym błędem językowym. Należy mówić/pisać "dzisiaj".
PS Wyrażenie "w dniu dzisiejszym" jest ponoć najczęściej popełnianym błędem językowym. Należy mówić/pisać "dzisiaj".
To ja jutro wróce do tekstu. Dziś już
10 raz idę spać.
Dobranoc czy dzień dobry?
Dobranoc czy dzień dobry?
jakiś król olch się tam rozgościł...
Wyrażenie
"w dniu dzisiejszym" ...
"Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego."
Przepraszam, ale jakoś mi się tak to zawsze kojarzy...
Kłaniam się
"Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego."
Przepraszam, ale jakoś mi się tak to zawsze kojarzy...
Kłaniam się
...teraz rozumiem "motyw okna".
Bardziej prozaicznie :)
W naturze: kalejdoskop.
Dobranoc czy dzień dobry?
Dobranoc! Zaraz idę spać :)
Dobranoc! Zaraz idę spać :)
jakiś król olch się tam
rozgościł...
Sławku, bingo! ;)
Sławku, bingo! ;)
"Ogłaszam, że w dniu dzisiejszym
ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego."
Mnie z kolei te słowa kojarzą się z jakąś piosenką, jakby trochę rapującą, w której wokalista rytmicznie je powtarza. W kontekście "dnia dzisiejszego" nie myślałam o tym klasycznym już tekście :)
Mnie z kolei te słowa kojarzą się z jakąś piosenką, jakby trochę rapującą, w której wokalista rytmicznie je powtarza. W kontekście "dnia dzisiejszego" nie myślałam o tym klasycznym już tekście :)
"motyw okna"
Padam na nos z powodu tego motywu ;) Okna usuwane (w liczbie szt.8) miały ponad 100 lat!
Padam na nos z powodu tego motywu ;) Okna usuwane (w liczbie szt.8) miały ponad 100 lat!
Pejzaż poukładany
Pejzaż zinwentaryzowany. Właśnie tak! ;)
Pejzaż zinwentaryzowany. Właśnie tak! ;)
...
Goethe Johann Wolfgang
Król Olch
Noc padła na las, las w mroku spał,
Ktoś nocą lasem na koniu gnał.
Tętniło echo wśród olch i brzóz,
Gdy ojciec syna do domu wiózł.
- Cóż tobie, synku, że w las patrzysz tak?
Tam ojcze, on, król olch, daje znak,
Ma płaszcz, koronę i biały tren.
- To mgła, mój synku, albo sen.
"Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las!
Wesoło będzie płynąć czas.
Przedziwne czary roztoczę w krąg,
Złotolitą chustkę dam ci do rąk".
- Czy słyszysz, mój ojcze, ten głos w gęstwinie drzew?
To król mnie wabi, to jego śpiew.
- To wiatr, mój synku, to wiatru głos,
Szeleści olcha i szumi wrzos.
"Gdy wejdziesz, chłopcze w ten głuchy las,
Ujrzysz me córki przy blasku gwiazd.
Moje córki nucąc pląsają na mchu,
A każda z mych córek piękniejsza od snu".
- Czy widzisz, mój ojcze, tam tańczą wśród drzew
Srebrne królewny, czy słyszysz ich śpiew?
- O, synku mój, to księżyc tak lśni,
To księżyc tańczy wśród czarnych pni.
"Pójdź do mnie, mój chłopcze, w głęboki las!
Ach, strzeż się, bo wołam już ostatni raz!"
- Czy widzisz, mój ojcze, król zbliża się tu,
Już w oczach mi ciemno i brak mi tchu. -
Więc ojciec syna w ramionach swych skrył
I konia ostrogą popędził co sił.
Nie wiedział, że syn skonał mu już
W tym głuchym lesie wśród olch i brzóz.
Przekład: W. Szymborska
Pani Prowincjałko :)
Opowiadanie ma ten sam nastrój nieuchwytnej grozy jak wiersz Goethego i film Volkera Schlöndorffa, aż przeszły po mnie ciarki... :)
Żeby otrząsnąć się z mrocznych, "teutońskich" klimatów wkleję Pani jasnego Anioła spod Krakowa, i słonecznych nasturcji dołożę.Raz jeszcze dziękuję za dar tak świetny.
Urszula
...
...
Opowiadanie ma ten sam nastrój nieuchwytnej grozy jak wiersz Goethego i film Volkera Schlöndorffa, aż przeszły po mnie ciarki... :)
Żeby otrząsnąć się z mrocznych, "teutońskich" klimatów wkleję Pani jasnego Anioła spod Krakowa, i słonecznych nasturcji dołożę.Raz jeszcze dziękuję za dar tak świetny.
Urszula
...
...
A pw odebrałeś?
U.
U.
I proszę popatrzeć i posłuchać jak
świetnie czują ten wiersz dzisiejsi licealiści.
:)
http://www.youtube.com/watch?v=qm6yWqxPDI4
Urszula
http://www.youtube.com/watch?v=qm6yWqxPDI4
Urszula
Pani Urszulo, skoro moja dedykacja
została przyjęta w sposób tak hojny dla mnie :) proponuję,
żebyśmy mówiły sobie po niku...
Dziękuję serdecznie za Twoją obecność na moim blogu (który w obecnej formule zbliża się do końca - z "remanentów" pozostało mi jeszcze 5 tematów do rozpisania na 6 notek). Dziękuję za: malarstwo, literaturę i film :)
Dziękuję serdecznie za Twoją obecność na moim blogu (który w obecnej formule zbliża się do końca - z "remanentów" pozostało mi jeszcze 5 tematów do rozpisania na 6 notek). Dziękuję za: malarstwo, literaturę i film :)
Wyobrażam sobie, jak bez Urszuli może
być smutno i wietrznie. Dlatego - z chęcią wybaczam ;)
Ojej! Ale historia. Po prostu piękna.
I dedykacja. Dziękuję najserdeczniej. Nie mogłem wcześniej
zajrzeć, bo prawie cały dzień spędziłem przy dzieciach.
Powinnaś zajmować się tylko jednym -
pisaniem sentencji. Albo innych ciężkich od znaczeń, krótkich
form. Bardzo ładne. Ja to musiałbym o tym ze cztery kartki
napisać:-(
Pierwszy z obrazkow, które Pani
zamieściła, przypomina mi trochę... Muchę ;) Choć rzeczywiście
jest mniej mroczny.
skoro bingo!, to teraz myśl wynikająca
z poprzedniej, choć nieco mniej rzucająca się w oczy: subtelne
uwiedzenie.
Nie mogłem wcześniej zajrzeć, bo
prawie cały dzień spędziłem przy dzieciach.
Jakże mogłabym mieć pretensję w kontekście tego, co taki król olch może nawyprawiać z dziećmi pozbawionymi ojcowskiej opieki ;))
Dziękuję za dobre słowo, szczególnie że zapas moich historyjek i opowiastek zbliża się powoli do końca :)
Jakże mogłabym mieć pretensję w kontekście tego, co taki król olch może nawyprawiać z dziećmi pozbawionymi ojcowskiej opieki ;))
Dziękuję za dobre słowo, szczególnie że zapas moich historyjek i opowiastek zbliża się powoli do końca :)
Piszę ten komentarz od piętnastu
minut
Napisanie mojej odpowiedzi zajęło mi dwa razy więcej czasu ;))
Początkowo zamierzałam dedykować Ci inną notkę, która jednak złączyła się z notką dedykowaną tu obecnemu SławkowiP, która zakończy ten cykl: "Milczenie w sieci". Pozwól, że tam napiszę to, co chciałabym teraz powiedzieć :))
Dziękuję!
Napisanie mojej odpowiedzi zajęło mi dwa razy więcej czasu ;))
Początkowo zamierzałam dedykować Ci inną notkę, która jednak złączyła się z notką dedykowaną tu obecnemu SławkowiP, która zakończy ten cykl: "Milczenie w sieci". Pozwól, że tam napiszę to, co chciałabym teraz powiedzieć :))
Dziękuję!
Mam taki obrazek. Może i off topic,
ale cudny
Nie tak bardzo off topic. Oto odpowiedni fragment notki: Jedna ze szczytowych ścian obory w pobliżu sklepów była zabudowana kilkudziesięcioma cementowymi ptasimi domkami o zaślepionych wejściach. :))
Przy okazji: dodałam do notki źródło tytułu: http://www.youtube.com/watch?v=p0_DuiVogqU
Nie tak bardzo off topic. Oto odpowiedni fragment notki: Jedna ze szczytowych ścian obory w pobliżu sklepów była zabudowana kilkudziesięcioma cementowymi ptasimi domkami o zaślepionych wejściach. :))
Przy okazji: dodałam do notki źródło tytułu: http://www.youtube.com/watch?v=p0_DuiVogqU
skoro bingo!, to teraz myśl wynikająca
z poprzedniej, choć nieco mniej rzucająca się w oczy: subtelne
uwiedzenie
Sławku, czy mógłbyś rozwinąć tę myśl?
Sławku, czy mógłbyś rozwinąć tę myśl?
To nie Mucha, to Kazimierz Sichulski. A
nasturcje - Wyspiański. MN w Krakowie.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Dziękuję, jestem zaszczycona.
Dlaczego "remanenty"?
Przecież nie odchodzisz???
...
Jeszcze raz pozdrawiam
Urszula
Przecież nie odchodzisz???
...
Jeszcze raz pozdrawiam
Urszula
Dlaczego "remanenty"
Sporo opowiastek wydałam z siebie :) w "rzeczach pierwszych" i "rzeczach drugich". Tytuł tej edycji bloga brzmi "rzeczy trzecie: remanenty" :) Są to zasadniczo historyjki odłożone na później. To później właśnie się kończy, a jak wiemy, do trzech razy sztuka :)
Przecież nie odchodzisz???
Odchodziłam raz, ale SławekP mnie przytrzymał skutecznie :) Teraz nie do końca wiem, co będzie. Odejścia jednak nie planuję, choć zaplanowana ostatnia notka w cyklu mogła być pożegnalna ("Milczenie w sieci"!). Ale: notka ta, którą zaczęłam już pisać, teraz pisze mnie, a z tego co w niej czytam, będzie wypadało zostać ;))
Sporo opowiastek wydałam z siebie :) w "rzeczach pierwszych" i "rzeczach drugich". Tytuł tej edycji bloga brzmi "rzeczy trzecie: remanenty" :) Są to zasadniczo historyjki odłożone na później. To później właśnie się kończy, a jak wiemy, do trzech razy sztuka :)
Przecież nie odchodzisz???
Odchodziłam raz, ale SławekP mnie przytrzymał skutecznie :) Teraz nie do końca wiem, co będzie. Odejścia jednak nie planuję, choć zaplanowana ostatnia notka w cyklu mogła być pożegnalna ("Milczenie w sieci"!). Ale: notka ta, którą zaczęłam już pisać, teraz pisze mnie, a z tego co w niej czytam, będzie wypadało zostać ;))
Jeszcze to: byłaś pierwszą osobą,
która przeczytała mój pierwszy wpis na S24
Doskonale to pamiętam. Urzekłaś mnie słowem, jego pięknem. Dlatego napisałam wtedy do Ciebie, i napisałam Ci o tym :))
Jeszcze raz dziękuję!
Doskonale to pamiętam. Urzekłaś mnie słowem, jego pięknem. Dlatego napisałam wtedy do Ciebie, i napisałam Ci o tym :))
Jeszcze raz dziękuję!
Dzieci są bardzo narażone, ze względu
na swoją wrażliwość, na zagrożenia płynące z kontaktu z
okultyzmem. Z tego nie można robić sobie zabaw, czy rozrywki. Przed
tym powinno się ostrzegać.
Dzisiaj dorośli zachowują się jednak często jak ten ojciec z "Króla Olch", który uważał, że nic im nie grozi, podczas gdy jego syn właśnie ulegał pokusom Złego, nie potrafiąc sobie sam z nimi poradzić.
Dzisiaj dorośli zachowują się jednak często jak ten ojciec z "Króla Olch", który uważał, że nic im nie grozi, podczas gdy jego syn właśnie ulegał pokusom Złego, nie potrafiąc sobie sam z nimi poradzić.
Nasturcje są dość łatwe do
odczytania w kontekście notki Prowincjałki - to symbolika, która
przekształca się w życie :)
Obraz pierwszy... - gdy się spojrzy na "aureolę", to dostrzec można, że pasuje ona do, niby abstrakcyjnego, ale chyba jednak raczej symbolicznego układu znajdującego się na dalszym planie, a w nim okazuje się być źrenicą oka. Oznaczać to może sposób patrzenia Boga na przedstawioną kobietę. Element przypominający pawie pawie pióra, który wydaje się początkowo częścią "skrzydeł anielskich", może być również i łzą, gdyż dziewczyna właśnie beztrosko i frywolnie (aż zadarła nóżkę) nagina roślinę i wyciąga rękę po kwiat (lub owoc). Co będzie dalej?
Ten obraz też oczywiście świetnie pasuje do notki - Mucha nie siada ;)
Obraz pierwszy... - gdy się spojrzy na "aureolę", to dostrzec można, że pasuje ona do, niby abstrakcyjnego, ale chyba jednak raczej symbolicznego układu znajdującego się na dalszym planie, a w nim okazuje się być źrenicą oka. Oznaczać to może sposób patrzenia Boga na przedstawioną kobietę. Element przypominający pawie pawie pióra, który wydaje się początkowo częścią "skrzydeł anielskich", może być również i łzą, gdyż dziewczyna właśnie beztrosko i frywolnie (aż zadarła nóżkę) nagina roślinę i wyciąga rękę po kwiat (lub owoc). Co będzie dalej?
Ten obraz też oczywiście świetnie pasuje do notki - Mucha nie siada ;)
Sławku, piszesz o subtelnym uwiedzeniu
w tym aspekcie:
Dzisiaj dorośli zachowują się jednak często jak ten ojciec z "Króla Olch", który uważał, że nic im nie grozi, podczas gdy jego syn właśnie ulegał pokusom Złego, nie potrafiąc sobie sam z nimi poradzić.
Ciekawe!
Podczas pobytu w Rudawie miałam wrażenie, że cała wioska jest "subtelnie uwiedziona". Nasze dzieci zajęte były swoimi sprawami i nie zwracały takiej uwagi na otoczenie. Natomiast niemal wszyscy dorośli z kadry widzieli ten niesamowity klimat i wręcz prześcigali się w jego wychwytywaniu. Pewnie stąd tyle szczegółów zapamiętałam
Z miejscem tym kojarzy mi się jeszcze jedno zdarzenie o nieco innym charakterze. Podczas naszych letnich szkół dla dzieci młodsze w wieku podstawówkowym pod koniec turnusu urządzaliśmy tzw Wojnę Kolorów. Za każdym razem dorośli z kadry wymyślali jakąś mrożącą w żyłach fabułę i wplatali ją w kolonijną rzeczywistość na oczach nieświadomych niczego dzieci. Uwielbialiśmy tę zabawę - i kadra, i dzieci. Z czasem dzieci, które jeździły z nami co roku wplatały się w ten spisek wobec nieświadomych niczego nowicjuszy.
W Rudawie wydarzyło się to. Pod koniec turnusu do jednego z lektorów przyjechała w odwiedziny dziewczyna, którą od razu wciągnęliśmy do gry. Każdy dzień zaczynał się od króciutkiego apelu. Tamtego dnia przedstawiłam na nim naszego gościa: - To jest Pani z Ministerstwa, która robi kontrolę na naszej kolonii. Agnieszka bardzo profesjonalnie odegrała powierzoną jej rolę. Po kilku godzinach zwołała apel specjalny i powiadomiła dzieci, że kolonia jest prowadzona bardzo źle, że Pani Kierowniczka (czyli ja) zostaje usunięta ze stanowiska i od dziś będzie sprzątać korytarze. Potem z grobową miną dokonała innych przesunięć: jeden z lektorów (Kanadyjczyk) poszedł do pracy w kuchni, pielęgniarka miała prowadzić zajęcia z języka angielskiego, itp, itd. Dzieci były w małym szoku - jak zawsze kiedy zaczynaliśmy naszą dramę.
Po apelu posłusznie wzięłam do ręki szczotkę i mokrą szmatę, i zaczęłam myć puste korytarze w szkole. Zobaczył to jeden z chłopców, zaalarmował inne dzieci, że to wszystko dzieje się naprawdę, a sam próbował mnie zastąpić, na co pokorniutko odpowiadałam, że Pani z Ministerstwa trzeba słuchać. Michał nie wytrzymał: "Jak ona mogła pani to zrobić! Pani ma już swoje lata, pani już swoje przeżyła!"
Obiad w okienku kuchennym wydawał ubrany w biały kitel Eric, inni również wykonywali posłusznie zalecenia nowej władzy. Na stole kadry, przy każdym nakryciu stał przypisany do tego miejsca kubek z kompotem. Agnieszka (Pani z Ministerstwa) podniosła swój do ust. Po chwili z kamienną miną, teatralnym szeptem poinformowała nas: "Nasypali mi soli. W moim kompocie jest sama sól".
Jak zawsze, kiedy wspólnie oceniliśmy, że emocje sięgają zenitu, przychodził moment ich rozładowania. Wtedy do akcji wkraczałam ja, Wielki Mistrz Wojny Kolorów ;) Zwoływałam wszystkich i mówiłam dzieciom coś w tym stylu: Dzieci! Powstał konflikt, który może jedynie rozstrzygnąć... Wojna Kolorów! W tym momencie ubierałam ukryty papierowy kapelusz a'la Napoleon i cała kadra przystępowała do akcji. Szybciutko, wśród śmiechów i radości ze strony dzieci, dzieliliśmy je na dwie drużyny: Czerwonych i Niebieskich, i zaczynała się drużynowa rywalizacja - sportowa, artystyczna, z dziedziny wiedzy... Feeria pomysłów i zawrotne tempo akcji. Bardzo ważny był odpowiedni podział na drużyny, który opracowywaliśmy odpowiedni wcześniej. Chodziło o zrównoważony podział: pod względem płci, uzdolnień, itp. Ważne było również rozbicie dotychczasowych więzi: rodzeństwa i przyjaciele byli rozdzielani. Istotna była też stosowana punktacja (jury stanowili członkowie kadry): była całkowicie w gestii oceniającego z dwoma założeniami - premiowany ma być rzeczywisty zwycięzca, ale taką ilością punktów, żeby ogólną punktację utrzymać na bardzo wyrównanym poziomie (zwycięzca prowadził małą ilością punktów, a drużyna przeciwna zawsze miała szansę prześcignięcia go).
I tak, Sławku, zrodziła mi się jeszcze jedna opowiastka - opowiastka w opowiastce :)))
Dzisiaj dorośli zachowują się jednak często jak ten ojciec z "Króla Olch", który uważał, że nic im nie grozi, podczas gdy jego syn właśnie ulegał pokusom Złego, nie potrafiąc sobie sam z nimi poradzić.
Ciekawe!
Podczas pobytu w Rudawie miałam wrażenie, że cała wioska jest "subtelnie uwiedziona". Nasze dzieci zajęte były swoimi sprawami i nie zwracały takiej uwagi na otoczenie. Natomiast niemal wszyscy dorośli z kadry widzieli ten niesamowity klimat i wręcz prześcigali się w jego wychwytywaniu. Pewnie stąd tyle szczegółów zapamiętałam
Z miejscem tym kojarzy mi się jeszcze jedno zdarzenie o nieco innym charakterze. Podczas naszych letnich szkół dla dzieci młodsze w wieku podstawówkowym pod koniec turnusu urządzaliśmy tzw Wojnę Kolorów. Za każdym razem dorośli z kadry wymyślali jakąś mrożącą w żyłach fabułę i wplatali ją w kolonijną rzeczywistość na oczach nieświadomych niczego dzieci. Uwielbialiśmy tę zabawę - i kadra, i dzieci. Z czasem dzieci, które jeździły z nami co roku wplatały się w ten spisek wobec nieświadomych niczego nowicjuszy.
W Rudawie wydarzyło się to. Pod koniec turnusu do jednego z lektorów przyjechała w odwiedziny dziewczyna, którą od razu wciągnęliśmy do gry. Każdy dzień zaczynał się od króciutkiego apelu. Tamtego dnia przedstawiłam na nim naszego gościa: - To jest Pani z Ministerstwa, która robi kontrolę na naszej kolonii. Agnieszka bardzo profesjonalnie odegrała powierzoną jej rolę. Po kilku godzinach zwołała apel specjalny i powiadomiła dzieci, że kolonia jest prowadzona bardzo źle, że Pani Kierowniczka (czyli ja) zostaje usunięta ze stanowiska i od dziś będzie sprzątać korytarze. Potem z grobową miną dokonała innych przesunięć: jeden z lektorów (Kanadyjczyk) poszedł do pracy w kuchni, pielęgniarka miała prowadzić zajęcia z języka angielskiego, itp, itd. Dzieci były w małym szoku - jak zawsze kiedy zaczynaliśmy naszą dramę.
Po apelu posłusznie wzięłam do ręki szczotkę i mokrą szmatę, i zaczęłam myć puste korytarze w szkole. Zobaczył to jeden z chłopców, zaalarmował inne dzieci, że to wszystko dzieje się naprawdę, a sam próbował mnie zastąpić, na co pokorniutko odpowiadałam, że Pani z Ministerstwa trzeba słuchać. Michał nie wytrzymał: "Jak ona mogła pani to zrobić! Pani ma już swoje lata, pani już swoje przeżyła!"
Obiad w okienku kuchennym wydawał ubrany w biały kitel Eric, inni również wykonywali posłusznie zalecenia nowej władzy. Na stole kadry, przy każdym nakryciu stał przypisany do tego miejsca kubek z kompotem. Agnieszka (Pani z Ministerstwa) podniosła swój do ust. Po chwili z kamienną miną, teatralnym szeptem poinformowała nas: "Nasypali mi soli. W moim kompocie jest sama sól".
Jak zawsze, kiedy wspólnie oceniliśmy, że emocje sięgają zenitu, przychodził moment ich rozładowania. Wtedy do akcji wkraczałam ja, Wielki Mistrz Wojny Kolorów ;) Zwoływałam wszystkich i mówiłam dzieciom coś w tym stylu: Dzieci! Powstał konflikt, który może jedynie rozstrzygnąć... Wojna Kolorów! W tym momencie ubierałam ukryty papierowy kapelusz a'la Napoleon i cała kadra przystępowała do akcji. Szybciutko, wśród śmiechów i radości ze strony dzieci, dzieliliśmy je na dwie drużyny: Czerwonych i Niebieskich, i zaczynała się drużynowa rywalizacja - sportowa, artystyczna, z dziedziny wiedzy... Feeria pomysłów i zawrotne tempo akcji. Bardzo ważny był odpowiedni podział na drużyny, który opracowywaliśmy odpowiedni wcześniej. Chodziło o zrównoważony podział: pod względem płci, uzdolnień, itp. Ważne było również rozbicie dotychczasowych więzi: rodzeństwa i przyjaciele byli rozdzielani. Istotna była też stosowana punktacja (jury stanowili członkowie kadry): była całkowicie w gestii oceniającego z dwoma założeniami - premiowany ma być rzeczywisty zwycięzca, ale taką ilością punktów, żeby ogólną punktację utrzymać na bardzo wyrównanym poziomie (zwycięzca prowadził małą ilością punktów, a drużyna przeciwna zawsze miała szansę prześcignięcia go).
I tak, Sławku, zrodziła mi się jeszcze jedna opowiastka - opowiastka w opowiastce :)))
klasa!
Sławku, dzięki :) Wojny Kolorów
nauczył nas Amerykanin pracujący w ramach pierwszej letniej szkoły
językowej organizowanej przez moją firmę. Jej zasady poznał
pracując w Stanach w charakterze opiekuna na letnich
obozach.
Tamtego lata to ja grałam schwartzcharakter. Podczas obiadu z wielkim hałasem, w eskorcie grubej pani kucharki i muskularnego pana kierowcy zaaresztowałam tego Amerykanina pod zarzutem kradzieży portfela innemu członkowi kadry. Dzieci go uwielbiały, i przez kilka godzin czułam ich niemą nienawiść w stosunku do mnie - oczywiście do momentu, kiedy okazało się, że to jest tylko gra :))
Rozmarzyłam się :) To były piękne doświadczenia: dla dzieci, młodzieży i nas, dorosłych. Moja firma zbankrutowała, jak wiesz, ale dobre - szalone - wspomnienia pozostały w wielu ludziach :)
Pozdrawiam, Sławku :)
Tamtego lata to ja grałam schwartzcharakter. Podczas obiadu z wielkim hałasem, w eskorcie grubej pani kucharki i muskularnego pana kierowcy zaaresztowałam tego Amerykanina pod zarzutem kradzieży portfela innemu członkowi kadry. Dzieci go uwielbiały, i przez kilka godzin czułam ich niemą nienawiść w stosunku do mnie - oczywiście do momentu, kiedy okazało się, że to jest tylko gra :))
Rozmarzyłam się :) To były piękne doświadczenia: dla dzieci, młodzieży i nas, dorosłych. Moja firma zbankrutowała, jak wiesz, ale dobre - szalone - wspomnienia pozostały w wielu ludziach :)
Pozdrawiam, Sławku :)
zasady są dość proste, ale za każdym
razem wymyślić scenariusz do nich i rozwijać w zależności od
przebiegu sytuacji, to dopiero sztuka. Musisz jednak założyć tego
videobloga! :))
Sławku, videoblog - pomyślę. A na
razie - zasłoniłam kamerkę ;))
Scenariusze Wojny Kolorów wymyślaliśmy wspólnie. Kadra, którą udało mi się zgromadzić (z różnych stron kraju i nie tylko), to w swym zasadniczym składzie byli nieźli artyści! Kiedy pracowaliśmy, to solidnie. Kiedy bawiliśmy się, to do upadłego. Bez alkoholowego wspomagania. Burza mózgów. Salwy śmiechu. Przez całe lato. I dwa tygodnie w zimie.
Uczestników też mieliśmy z całego kraju (i nie tylko z kraju). Dzieci i młodzież lubili z nami jeździć, chociaż rygor był ostry. Minutowy rozkład dnia. Egzekwowany regulamin. Nawet rodzice poddawali się regulaminowi - wizyty tylko w niedzielę w ścisłych godzinach, wyznaczone dni i godziny na telefony (dopiero w ostatnich dwóch latach funkcjonowania firmy pojedyncze dzieci zaczęły przywozić telefony komórkowe).
A Wojna Kolorów zawsze kończyła turnus (dziecięcy). To był akcent końcowy. To było szaleństwo :))
Scenariusze Wojny Kolorów wymyślaliśmy wspólnie. Kadra, którą udało mi się zgromadzić (z różnych stron kraju i nie tylko), to w swym zasadniczym składzie byli nieźli artyści! Kiedy pracowaliśmy, to solidnie. Kiedy bawiliśmy się, to do upadłego. Bez alkoholowego wspomagania. Burza mózgów. Salwy śmiechu. Przez całe lato. I dwa tygodnie w zimie.
Uczestników też mieliśmy z całego kraju (i nie tylko z kraju). Dzieci i młodzież lubili z nami jeździć, chociaż rygor był ostry. Minutowy rozkład dnia. Egzekwowany regulamin. Nawet rodzice poddawali się regulaminowi - wizyty tylko w niedzielę w ścisłych godzinach, wyznaczone dni i godziny na telefony (dopiero w ostatnich dwóch latach funkcjonowania firmy pojedyncze dzieci zaczęły przywozić telefony komórkowe).
A Wojna Kolorów zawsze kończyła turnus (dziecięcy). To był akcent końcowy. To było szaleństwo :))
Sławku, rozmyślam. Rozmyślam nad
pobojowiskiem w mieszkaniu po wymianie okien i czekającym mnie latem
remoncie. Rozmyślam na następną notką ("Taxi!").
Rozmyślam nad Twoimi słowami z jednego z powyższych komentarzy do
tej notki:
Dzieci są bardzo narażone, ze względu na swoją wrażliwość, na zagrożenia płynące z kontaktu z okultyzmem. Z tego nie można robić sobie zabaw, czy rozrywki. Przed tym powinno się ostrzegać.
Dzisiaj dorośli zachowują się jednak często jak ten ojciec z "Króla Olch", który uważał, że nic im nie grozi, podczas gdy jego syn właśnie ulegał pokusom Złego, nie potrafiąc sobie sam z nimi poradzić.
Żeby ostrzegać, trzeba samemu być najpierw ostrzeżonym - i ostrzeżenie to zrozumieć i przyjąć! Ojciec z ballady Goethego wydaje się nie tyle bagatelizować, co nie rozumieć zagrożenia.
Dzieci są bardzo narażone, ze względu na swoją wrażliwość, na zagrożenia płynące z kontaktu z okultyzmem. Z tego nie można robić sobie zabaw, czy rozrywki. Przed tym powinno się ostrzegać.
Dzisiaj dorośli zachowują się jednak często jak ten ojciec z "Króla Olch", który uważał, że nic im nie grozi, podczas gdy jego syn właśnie ulegał pokusom Złego, nie potrafiąc sobie sam z nimi poradzić.
Żeby ostrzegać, trzeba samemu być najpierw ostrzeżonym - i ostrzeżenie to zrozumieć i przyjąć! Ojciec z ballady Goethego wydaje się nie tyle bagatelizować, co nie rozumieć zagrożenia.
Żeby ostrzegać, trzeba samemu być
najpierw ostrzeżonym - i ostrzeżenie to zrozumieć i przyjąć!
Ojciec z ballady Goethego wydaje się nie tyle bagatelizować, co nie
rozumieć zagrożenia.
Ale dlaczego? Czym różnił się ojciec od dziecka, które zagrożenie jednak dostrzegło, choć nie potrafiło sobie z nim poradzić?
Ale dlaczego? Czym różnił się ojciec od dziecka, które zagrożenie jednak dostrzegło, choć nie potrafiło sobie z nim poradzić?
Sławku: Czym różnił się ojciec od
dziecka
Może tym, że już dzieckiem nie jest? Pamiętasz: Mamusiu, a miłość?!...
Może tym, że już dzieckiem nie jest? Pamiętasz: Mamusiu, a miłość?!...
więc czy to nie było tak, że i
ojciec zagrożenie rozumiał, a jedynie je ignorował, czy wypierał?
Znowu wchodzimy w niuanse, Sławku :)
Czy ignorował, czy wypierał, czy może nigdy tego mechanizmu nie
rozumiał? To też jest możliwe: zwykły brak zrozumienia.
Niuanse i temat poboczny? :) Dążę
jednak do tego, że u nas wszystkich głos sumienia, w swym
najgłębszym miejscu, mówi to samo, bo mówi w nim Ten sam. Dzieci
łatwiej czasami odczytują go niż dorośli. Mamy więc do czyniania
z ignorancją, a czy zawinioną, czy nie, to często rzeczywiście
niuans nie do rozstrzygnięcia dla kogoś "z zewnątrz".
Definicja pojęcia: ignorancja -
nieznajomość czegoś lub brak wiedzy z jakiejś dziedziny. (Słownik
języka polskiego)
Z kolei w duchowości ignorancję uznaje się za przejaw pychy, o ile dobrze pamiętam.
Z kolei w duchowości ignorancję uznaje się za przejaw pychy, o ile dobrze pamiętam.
miałem na myśli takie znaczenie
ignorancji, jak w Katechizmie, ale że leń ze mnie, to nie chciało
mi się wcześniej szukać ;)
KKK 1790 Człowiek powinien być zawsze posłuszny pewnemu sądowi swojego sumienia. Gdyby dobrowolnie działał przeciw takiemu sumieniu, potępiałby sam siebie. Zdarza się jednak, że sumienie znajduje się w ignorancji i wydaje błędne sądy o czynach, które mają być dokonane lub już zostały dokonane.
KKK 1791 Ignorancja często może być przypisana odpowiedzialności osobistej. Dzieje się tak, "gdy człowiek niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku do grzechu powoli ulega niemal zaślepieniu" (Sobór Watykański II, konst. Gaudium et spes, 16). W tych przypadkach osoba jest odpowiedzialna za zło, które popełnia.
KKK 1792 Nieznajomość Chrystusa i Jego Ewangelii, złe przykłady dawane przez innych ludzi, zniewolenie przez uczucia, domaganie się źle pojętej autonomii sumienia, odrzucenie autorytetu Kościoła i Jego nauczania, brak nawrócenia i miłości mogą stać się początkiem wypaczeń w postawie moralnej.
KKK 1793 Jeśli – przeciwnie – ignorancja jest niepokonalna lub sąd błędny bez odpowiedzialności podmiotu moralnego, to zło popełnione przez osobę nie może być jej przypisane. Mimo to pozostaje ono złem, brakiem, nieporządkiem. Konieczna jest więc praca nad poprawianiem błędów sumienia.
KKK 1790 Człowiek powinien być zawsze posłuszny pewnemu sądowi swojego sumienia. Gdyby dobrowolnie działał przeciw takiemu sumieniu, potępiałby sam siebie. Zdarza się jednak, że sumienie znajduje się w ignorancji i wydaje błędne sądy o czynach, które mają być dokonane lub już zostały dokonane.
KKK 1791 Ignorancja często może być przypisana odpowiedzialności osobistej. Dzieje się tak, "gdy człowiek niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku do grzechu powoli ulega niemal zaślepieniu" (Sobór Watykański II, konst. Gaudium et spes, 16). W tych przypadkach osoba jest odpowiedzialna za zło, które popełnia.
KKK 1792 Nieznajomość Chrystusa i Jego Ewangelii, złe przykłady dawane przez innych ludzi, zniewolenie przez uczucia, domaganie się źle pojętej autonomii sumienia, odrzucenie autorytetu Kościoła i Jego nauczania, brak nawrócenia i miłości mogą stać się początkiem wypaczeń w postawie moralnej.
KKK 1793 Jeśli – przeciwnie – ignorancja jest niepokonalna lub sąd błędny bez odpowiedzialności podmiotu moralnego, to zło popełnione przez osobę nie może być jej przypisane. Mimo to pozostaje ono złem, brakiem, nieporządkiem. Konieczna jest więc praca nad poprawianiem błędów sumienia.
miałem na myśli takie znaczenie
ignorancji, jak w Katechizmie, ale że leń ze mnie, to nie chciało
mi się wcześniej szukać ;)
Z Ciebie leń, a ze mnie ignorantka :) Tak, zacytowany fragment wiele wyjaśnia.
Z Ciebie leń, a ze mnie ignorantka :) Tak, zacytowany fragment wiele wyjaśnia.
TEKST – tutaj
.